poniedziałek, 22 kwietnia 2013

8 dzień

Kurcze no, ten pierwszy tydzień wegetariański minął tak szybciutko, bezboleśnie  przyjemnie. Zaczęła mnie rozpierać swego rodzaju duma, że przestałam jeść mięso. Może to tylko tydzień, ale dla mnie to już coś :) 
Wciąż powolutku chudnę, czuję się rewelacyjnie.  Ostatnio byliśmy na zakupach, odwiedziłam sklep ze zdrową żywnością i muszę przyznać, że byłam wniebowzięta. Pierdylion rodzajów tofu i kotletów sojowych. Ten sklep cały jest rewelacyjny. To właściwie jest takie duuuże stoisko w hali targowej, podzielone na dwie części - jedna to warzywa i owoce tylko z produkcji eko-bio, a druga to nabiał, kasze, mleko, sery, chemia, orzechy, wszystko! ale tylko eko-bio. Rewelacja. Zaopatrzyłam się w paczkę kotletów sojowych, filety z tofu w styly japońskim i orientalnym oraz karton mleka sojowego :)

Tak więc wczoraj dokładnie nastapił mój debiut z tofu.... PY-CHO-TA!!! Trochę się go bałam, że mi nie posmakuje, a tu konkretne zaskoczenie, mało że posmakował, jestem zachwycona ! 

Dziś w końcu wypróbowałam jakiś przepis blogowy. Moją uwagę ostatnio skupiły pieczone pierogi z TEGO      przepisu. To jeden ze wspaniałych wegetariańskich kulinarnych blogów, który bardzo chętnie odwiedzam ( Vegan VicTorry ) Jak pierwszy raz zobaczyłam te pierogi na zdjęciu to aż mi ślina pociekła. Dziś nie było bata! całe przedpołudnie wolne, będziem lepić!!!

No i zrobiłam! W trzech wersjach. Jedne były ze szpinakiem i tartym starym francuskim żółtym serem, drugie z tartą marchewką i imbirem, trzecie zaś wyłącznie z pieczarkami (bez soli, bez pieprzu, bez niczego, bo to wersja dla dziecka :).  Nie miałam mąki pełnoziarnistej, więc do ciasta poza zwykłą mąką dodałam dokładnie zmielone płatki owsiane i siemie lniane (plus odrobinke oregano dla smaku). W sumie jest to nawet prostsze od zwykłych pierogów które idą potem na wodę, ponieważ te gotowane trzeba dokładnie zlepiać, by podczas gotowania się nie rozkleiły. Z pieczonymi nie ma tej obawy :) Wyszła z tego rewelacja, a "moi francuzi" byli zachwyceni :)  Oto efekt mojej pracy:




Lepienie tych pierogów i to, że tak wspaniale wyszły, niesamowicie poprawiło mi humor :) 



2 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za "wspaniałego bloga"! Bardzo się cieszę że smakowało! Faktycznie, lepienie takich pierogów jest lepszym lekarstwem na zły humor!
    Ucieszyłaś mnie bezmiernie!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam odwrotnie, mnie krew zalewa, gdy mam sterczeć w kuchni i lepić pierogi, a szkoda bo bardzo lubię;) Ten farsz z marchewki i imbiru bardzo intrygujący!

    OdpowiedzUsuń