wtorek, 12 marca 2013

znowu?!

a co to jest?


Zawsze cieszyłam się ze śniegu. No ale kurcze, 12 marca?! Tydzień temu chodziłam w katanie dżinsowej, z cienkim szaliczkiem, w trampesiach, a tu dzisiaj co? 30 cm śniegu! Mój umysł już nastawił się na wiosnę, na ciepełko. Nawet pościel przebrałam na wiosenne barwy! Rozczarowanie bolesne.

Ach ta Francja, ledwo co śnieg napadał i miasto umarło. Ulice puste, autobusy i pociągi nie jeżdżą, a w szkołach odwołano lekcje. Te dzieci tutaj to mają naprawdę fajnie. Każda środa wolna od szkoły, ciągle jakieś ferie, jakieś wakacje, święta, itd. Trzeba więc było wybrać się do parku, by ulepić bałwana....
Kolejne zaś rozczarowanie - śnieg owszem, jest, ale za żadne skarby nie da się z niego zrobić bałwana. Niedość że skurwiel mokry i zimny, to jeszcze formować się go nie da.  To nic, można przecież tarzać się w śniegu, odśnieżać chuśtawki, robić alejki... Ciekawe ile kalorii spala się podczas zabaw z dzieckiem na śniegu? :P

Jeszcze dziś nie wykonałam swych ćwiczeń. Wciąż zwlekam, czekając nie wiem na co. Ustaliłam (sama ze sobą), że jak w przeciągu godziny nie najdzie mnie na nie ochota, to wykonam je wbrew sobie.

Obiadek ciekawy. Francuzi jadają kaszankę, o tak, kaszankę, z czymś co nazywają "kompot". Jednak nie jest to tym samym, co my nazywamy "kompot". Dla nich kompot, to obrane, pokrojone jabłka, wrzucone do garnka z odrobiną wody (pół szklaneczki), gotowane na małym ogniu, potem rozciapciane widelcem (bez dodatku tłuszczu, czy cukru). Z czymś takim (zamiast ziemniaków) jadają kaszankę. Ciekawe co? Niestety kaszanka, to coś, czego za chiny do ust nie włożę. Więc alterntywą dla mnie było jajko z szynką, przyrządzone w dziwnym czymś, zakupionym w Londynie. Na jabłka i sałatę z octem balsamicznym przystałam ochoczo :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz